Przez całą szerokość Stanów Zjednoczonych kwitnie rynek handlu dziećmi, przerażająco podobny do tych w Kambodży, Tailandii i Indiach. Dziewczynki są sprzedawane do uprawiania seksu jak jakiegokolwiek szacunku dla ich praw człowieka (zupełnie tak, jak dzieje się to we wcześniej wspomnianych krajach). Często są torturowane, tak samo jak w krajach azjatyckich czy afrykańskich, kiedy próbują uciekać.
Według FBI na chwilę obecną można mówić o 293,000 amerykańskich dzieci, które mogą być ofiarami takiego procederu. Większość z nich to dziewczynki w wieku 12 do 14 lat. Dzieci w wieku szkolnym, które powinny skupiać się na nauce historii czy matematyki, grać w piłkę nożną z kolegami.
Zamiast, są kuszone przez handlarzy ludźmi, tylko po to, by później stać się ofiarami gwałtów, przemocy, aż stają się całkiem uległe, często oznaczone - jak to bywa w sprzedaży ludzi na seks. Oznacza się je jak bydło, często na twarzach. Jeśli są na tyle odważne, by uciec - handlarze nie wahają się przed niczym - są brutalni, stosują gwałty zbiorowe.
Te dziewczynki, jak Jackie, której udało się uciec z domu pełnego przemocy, kiedy miała tylko 13 lat. Samotna i głodna trafiła na handlarza, który obiecywał jej miłość, zupełnie jak ojciec, chłopak, książę z bajki. Ale nic takiego się nie stało. Zwyczajnie ją sprzedawał - przynajmniej sześciu różnym facetom każdej nocy. Kiedy Jackie prosiła o jedzenie albo odpoczynek - bił ją.
Niestety, w mediach, według prawa i polityki USA Jackie (i inne ofiary handlu ludźmi) nie są traktowane jak ofiary gwałtów dziecięcych i przemocy seksualnej. Zamiast tego uważa się je za stręczycielki i aresztuje za prostytucję dziecięcą. Blisko 1000 dzieci każdego roku jest aresztowanych za prostytucję, nawet wtedy, gdy nie osiągnęły jeszcze wieku, w którym legalnie mogą uprawiać seks (Prawo USA jest w tym zakresie bardzo surowe - przypis tłum.).
Uznając dzieci będące przedmiotem handlu ludźmi za prostytutki jest niewłaściwe. "Dziecięca prostytutka" sugeruje zgodę lub agendę, podczas gdy w tych przypadkach nie ma żadnej dobrej woli ze strony tych dziewczynek. Co więcej termin "dziecięca prostytutka" odbiera tragizm sytuacji tych dzieci, przez co ich sytuacja jest łatwiej akceptowalna niż inne formy gwałtu czy seksualnych nadużyć wobec nieletnich.
Mówiąc prosto: nie ma żadnej różnicy między zgwałceniem dziecka a płaceniem za gwałt dziecka.
Właśnie dlatego Human Right Project for Girls (Right4Girls) i The McCain Instutitute, ze wsparciem od Google stworzyli kampanię o tytule No Such Thing (Nie ma takiej rzeczy jak). Kampania ma na celu tylko jedno: wyjaśnić Amerykanom, że nie ma czegoś takiego, jak dziecięca prostytutka. Są tylko ofiary i ci, którzy przeżyli dziecięcy gwałt.
Dziewczynki, które były ciągle gwałcone i eksploatowane seksualnie nie są prostytutkami. Są ofiarami i zasługują na legalne wsparcie, pomoc psychologiczną, społeczną taką samą, jak osoby, które doświadczyły jakiejkolwiek przemocy.
(...)
Język ma znaczenie. Nasz status społeczny skutkuje odpowiednim do niego poziomem traktowania. Każdy z nas może zadbać o to, by słowa, których używa prasa, politycy, opinia publiczna, oddawały prawdę i godność, na którą zasługują dziewczynki, będące przedmiotem handlu ludźmi.
Ten artykuł jesy częścią stworzoną przez The Huffington Post and Right4Girls w połączeniu z The McCain Instutute. Dołącz do naszej kampanii "No Such Thing". Bo nie ma czegoś takiego, jak dziecięca prostytucja. Są tylko ofiary i ci, którzy przetrwali. Więcej informacji znajdziecie tutaj.
Według FBI na chwilę obecną można mówić o 293,000 amerykańskich dzieci, które mogą być ofiarami takiego procederu. Większość z nich to dziewczynki w wieku 12 do 14 lat. Dzieci w wieku szkolnym, które powinny skupiać się na nauce historii czy matematyki, grać w piłkę nożną z kolegami.
Zamiast, są kuszone przez handlarzy ludźmi, tylko po to, by później stać się ofiarami gwałtów, przemocy, aż stają się całkiem uległe, często oznaczone - jak to bywa w sprzedaży ludzi na seks. Oznacza się je jak bydło, często na twarzach. Jeśli są na tyle odważne, by uciec - handlarze nie wahają się przed niczym - są brutalni, stosują gwałty zbiorowe.
Te dziewczynki, jak Jackie, której udało się uciec z domu pełnego przemocy, kiedy miała tylko 13 lat. Samotna i głodna trafiła na handlarza, który obiecywał jej miłość, zupełnie jak ojciec, chłopak, książę z bajki. Ale nic takiego się nie stało. Zwyczajnie ją sprzedawał - przynajmniej sześciu różnym facetom każdej nocy. Kiedy Jackie prosiła o jedzenie albo odpoczynek - bił ją.
Niestety, w mediach, według prawa i polityki USA Jackie (i inne ofiary handlu ludźmi) nie są traktowane jak ofiary gwałtów dziecięcych i przemocy seksualnej. Zamiast tego uważa się je za stręczycielki i aresztuje za prostytucję dziecięcą. Blisko 1000 dzieci każdego roku jest aresztowanych za prostytucję, nawet wtedy, gdy nie osiągnęły jeszcze wieku, w którym legalnie mogą uprawiać seks (Prawo USA jest w tym zakresie bardzo surowe - przypis tłum.).
Uznając dzieci będące przedmiotem handlu ludźmi za prostytutki jest niewłaściwe. "Dziecięca prostytutka" sugeruje zgodę lub agendę, podczas gdy w tych przypadkach nie ma żadnej dobrej woli ze strony tych dziewczynek. Co więcej termin "dziecięca prostytutka" odbiera tragizm sytuacji tych dzieci, przez co ich sytuacja jest łatwiej akceptowalna niż inne formy gwałtu czy seksualnych nadużyć wobec nieletnich.
Mówiąc prosto: nie ma żadnej różnicy między zgwałceniem dziecka a płaceniem za gwałt dziecka.
Właśnie dlatego Human Right Project for Girls (Right4Girls) i The McCain Instutitute, ze wsparciem od Google stworzyli kampanię o tytule No Such Thing (Nie ma takiej rzeczy jak). Kampania ma na celu tylko jedno: wyjaśnić Amerykanom, że nie ma czegoś takiego, jak dziecięca prostytutka. Są tylko ofiary i ci, którzy przeżyli dziecięcy gwałt.
Dziewczynki, które były ciągle gwałcone i eksploatowane seksualnie nie są prostytutkami. Są ofiarami i zasługują na legalne wsparcie, pomoc psychologiczną, społeczną taką samą, jak osoby, które doświadczyły jakiejkolwiek przemocy.
(...)
Język ma znaczenie. Nasz status społeczny skutkuje odpowiednim do niego poziomem traktowania. Każdy z nas może zadbać o to, by słowa, których używa prasa, politycy, opinia publiczna, oddawały prawdę i godność, na którą zasługują dziewczynki, będące przedmiotem handlu ludźmi.
Ten artykuł jesy częścią stworzoną przez The Huffington Post and Right4Girls w połączeniu z The McCain Instutute. Dołącz do naszej kampanii "No Such Thing". Bo nie ma czegoś takiego, jak dziecięca prostytucja. Są tylko ofiary i ci, którzy przetrwali. Więcej informacji znajdziecie tutaj.
My też zajmujemy się pomocą ofiarom handlu ludźmi. Nie zapominajcie o Stowarzyszeniu PoMOC, o tym, że dzięki waszemu 1-mu procentowi możemy pomagać razem, lepiej, mocniej. Nie zapominajcie o naszym projekcie Budujemy Coś Dobrego, posyłajcie info dalej.
Olga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz